Proszę o przesłanie oferty wraz z zaleceniem zmian, jakie należy wdrożyć na stronie
Od czasu do czasu dostaję takie zapytania ofertowe. Staram się wtedy grzecznie odpowiedzieć, że ofertę i owszem, można przygotować, ale zalecenie zmian, jakie należy wprowadzić na stronie, aby była ona lepiej widoczna w Google, wykraczają już poza jej zakres. Wczoraj jednak miałem nietypową sytuację, która skłoniła mnie do napisania tego wpisu.
Zadzwoniła do mnie osoba z zapytaniem odnośnie promocji strony w Google. Zapytała o warunki współpracy i … poprosiła o zalecenia optymalizacyjne. Na moją uwagę, że na etapie przygotowania oferty nie wykonuję audytu, ponieważ audyt nie wchodzi w zakres oferty, usłyszałem ze zdziwieniem, że …. w dzisiejszych czasach powinienem bardziej dbać o Klientów.
Po czym osoba … rozłączyła się ! Po prostu – nacisnęła po wypowiedzeniu swojej sarkastycznej uwagi „czerwoną słuchawkę”. Z reguły taka sytuacja ma miejsce, jak ktoś próbuje mnie przekonać, że precle nie szkodzą stronie, więc w takich sytuacjach nie byłoby to powodem mojego zdziwienia. No ale tutaj? Ktoś dzwoni, po czym „strzela focha”?
Ale to nie koniec.
Wieczorem ze zdziwieniem zobaczyłem emaila (zapytanie ofertowe) od tej samej osoby; domyśliłem się, że to jest ów potencjalny Klient czytając treść wiadomości.
Po krótkim zastanowieniu odpisałem zatem w ten sposób:
Podczas naszej rozmowy zakończył Pan połączenie, wychodząc z założenia, że mam za dużo Klientów. Proszę zatem o informację, czy ten email miał trafić do mnie – nagłe zerwanie rozmowy, bez próby wytłumaczenia podejścia, uznałem bowiem za wyraźne NIE w kwestii ewentualnej współpracy.
W odpowiedzi otrzymałem informację, że email został wysłany, jak to zrozumiałem, „przez pomyłkę” (sic !), a później kolejną „moralizującą” wypowiedź
Wiele zawodów musi sie postarac o klienta startowac w przetargach robic kosztorysy czy wspierac poradą aby pozyskac przewage nad konkurencja. A podejście że nie robie nic bez kasy nazwałbym… no wiemy jak… jest taki grzech wsród 7miu. Ale może chce sie Pan zreflektować?
No cóż – reflektować się nie zamierzam.
Branża drogowa wykorzystuje podwykonawców, zlecając po oddaniu prac szukanie haków przez inspektorów budowlanych celem „zaoszczędzenia”; , branża budowlana czyni podobnie. Obie to branże, gdzie mają miejsce przetargi, gdzie kosztorysy są „na porządku dziennym”.
Na szczęście nie działam w takich branżach. Nie muszę też startować w przetargach. Mając podejście do SEO takie samo od lat, widząc zatem, jakie daje to efekty, o czym pisałem już w 2014 roku, kiedy mało kto „zawracał sobie głowę” jakościowymi treściami na stronie, mogę „pozwolić sobie” na to, aby nie uszczęśliwiać nikogo na siłę – a tylko te osoby/firmy, które tego chcą.
Zmiany, jakie zaszły na rynku usług SEO są zgodne z moim podejściem do tematu – Google wymaga większych nakładów pracy przy budowaniu marki witryny, precle i seokatalogi odeszły do lamusa – rynek się unormował.
Właściciel firmy nie potrzebuje firmy SEO, o czym pisałem niedawno. Spokojnie może sam zająć się pracą przy stronie – niech poświęci na to godziny pracy, zatrudni osobę czy dwie, zakupi narzędzia – wtedy zrozumie moją odpowiedź.
Na koniec, tytułem podsumowania – nie znam specjalisty, który zgodzi się na współpracę z osobą, która będzie go traktowała z góry. Nie każdy musi „łapać każdego Klienta” – specjalista współpracuje z tym, kto ma podobne poglądy, a poza tym potrafi docenić jego wiedzę.
Jestem pewien, że mój rozmówca „specjalistę SEO ” znajdzie za to bez dwóch zdań – no chyba, że o to chodziło w tej całej sytuacji :)
loading...
Chcesz zwiększyć widoczność Twojej strony w Google?
Opinie i Komentarze
Nie chciałbym przywoływać niektórych sytuacji, ale tutaj poważny biznesmen („klient”) chciał dostać coś za darmo. Najlepiej jakby wszyscy pracowali za darmo, tylko nie Ci którzy czegoś za darmo oczekują.
Cieszę się, że znalazłam ten tekst. Poszerzył on moją wiedzę i myślę, że zainteresuję się tym tematem jeszcze bardziej.
Przypadkiem trafiłem na ten blog i normalnie jakbym czytał swoje przygody! Panie Sebastianie jest pan super! A co do przyczyny zjawiska – dawno je zdiagnozowałem. X lat temu każdy chciał być SM ninja i masy robiły po nocach i w weekendy za kupony do KFC – a klienci mogli wybrzydzać do woli. Kto młody nie był SM ninja to nie miało czym gadać z kolegami/koleżankami i przegrał życie. Teraz jest faza na SEO. Zakładam, że klient dostał masę „zaleceń” od konkurencji. W czym problem odpalić darmowy seooptymizator i skopiować – a problem polegał na tym że np szef zażyczył sobie zalecenia i ofertę od Miśniakiewicza.
Od siebie dodam przypadek, że klient pod otrzymaniu warunków stwierdził, że za drogo i mam być osobiście u niego „tylko nie za dwa dni czy tydzień, ale jutro rano” z dużo niższą ofertą. Serio. Po grzecznej odmowie padły sugestie co zrobi bo jest „kimś”. (hurtownia gadżetów reklamowych)