
Przed chwilą na Antywebie przeczytałem artykuł “Rankseller debiutuje w Polsce. Wielka szansa dla blogerów czy tylko ambitne obietnice?“. Wpis mnie zaciekawił, że postanowiłem wejść na stronę serwisu, ponieważ zajawka na Antywebie przypominała mi reklamę systemu do pozyskiwania linków w treści. I … nie myliłem się.
Już na starcie strona serwisu prezentuje korzyści, z których najważniejszą jest Najlepsze linki dla autorytetu Twojej domeny i pozycji w Google. Wyraźnie też wskazana jest grupa docelowa (dół grafiki)
Strona z korzyściami dla reklamodawców też jasno informuje jakiemu celowi ma służyć system
Przyznam, że w dzisiejszych czasach, kiedy tak wiele stron dostaje filtry czy bany za sprzedaż/kupowanie linków w systemach afiszowanie się w ten sposób jest totalnie nieodpowiedzialnym podejściem. O artykułach sponsorowanych było głośno przy okazji Interflory – i mimo, że do dzisiaj niektóre osoby utrzymują, że filtr nie był za artykuły sponsorowane, to jednak nie ulega wątpliwości, jakie jest stanowisko Google w zakresie artykułów sponsorowanych – jeżeli publikujemy na swojej stronie taki artykuł to linki wychodzące muszą mieć atrybut nofollow.
No chyba, że wszystkie linki pozyskane za pomocą Ransellera wstawiane u blogerów miałyby mieć atrybut nofollow – ale z powyższego jasno wynika, że o takim czymś nie może być mowy.
PS Nazwa “Rankseller” – w wolnym tłumaczeniu “sprzedaż rankingu” – też daje do myślenia.
loading...
3.41014
OPINIE I KOMENTARZE
W rankseller można wyraźnie wybrać opcję, że linki są no foloow a artykuł oznaczany jest jako reklama. Z drugiej strony czym się dla Google różni wpis gościny za darmochę od wpisu gościnnego za pieniądze? Jaki jest sposób aby to odróżnić?
nofollow, OK, można – ale mało kto wie z blogerów co to jest.
A skąd Google ma wiedzieć? Przy Interflorze były to artykuły na jeden wzór :)
To już zależy od blogera. Czy przyjmie słaby tekst do publikacji, czy jeżeli sam pisze teksty na zlecenie to się do nich przyłoży czy nie. Rankseller dba tylko o bezpieczeństwo i anonimowość traksakcji i jakośc bazy wydawniczej.
Podsunąłes mi ciekawy pomysł tym komentarzem….
Nie wiem, tak właściwie żadne odkrycie. Niczemu innemu taki portal nie służy jak sprzedaży linków. Więc nie wiem o co chodzi. A Google każe wszystko i wszystkich, z tą różnicą, że jedni są duzi i im przechodzi, a drudzy są mali i mają pod górę
Nie płaci się za linki a za publikację tekstów z linkami. To duża różnica. Szczególnie w Polsce gdzie szczytem SEOwej finezji są zaplecza oparte na tekstach synonimizowanych i katalogi.
“Nie płaci się za linki a za publikację tekstów z linkami.”
Zgodnie z podejściem Google w tym zakresie, to jest to samo :) – artykuł sponsorowany, z linkiem dofollow, za który wziąłeś kase i umieściłeś na swoim blogu to sprzedaż linków – fakt znany już od dawna :)
Tylko skąd Google ma wiedzieć, że wziąłem kasę? :)
Daj spokój
1) Rejestrujesz się w systemie
2) Wrzucasz u siebie artykuł z linkami dofollow
3) Bierzesz za to kasę
Przecież to proste, skąd ma wiedzieć…
Nie jest jasne. Jak Google odróżnia artykuł z linkiem za który wziąłem pieniądze od takiego artykułu gdzie umieściłem linki za darmo?
Człowiek jest w stanie to zrobić – czyli SQT; to już metoda dedukcji się kłania. Algorytmicznie nie mam przekonania, aby było to (na razie) możliwe.
Ale to przecież od blogera zależy jakie zlecenie przyjmuje a jakie odrzuca. Tam się nic automatycznie nie dzieje.
Ale bloger nie wie często, co to są Wskazówki i że linki dofollow na jego blogu, w zamian za kasę, to ich naruszenie…